Ergo Arena na granicy Gdańska i Sopotu i Tauron Arena w Krakowie – obie hale pokazują, że w wielkim budownictwie sportowym forma wynika z funkcji. Czasem warto jednak odejść od zasady. Dobra architektura nie jest domeną wielkich metropolii, a budynek o przeznaczeniu sportowym może intrygować nie mniej niż muzeum sztuki współczesnej czy awangardowy teatr.
Chyba każdy młody adept architektury ma jakiś typ budynku, jakąś funkcję, którą najbardziej chciałby zaprojektować. Architektoniczne marzenie, które pchnęło go, by poszedł na takie właśnie studia. Pamiętam, że na pierwszym roku na wydziale dużo o tym rozmawialiśmy. Jedna z moich koleżanek, odkąd pamiętała, chciała zaprojektować wieżowiec. Inny kolega ciągle rysował swój własny dom jednorodzinny. Ja też miałem taką idée fixe. Intrygowało mnie wszystko, co ma widownię. Teatry, kina, ale przede wszystkim hale sportowo-widowiskowe.
Wyzwania architektury sportowej
Fascynowała mnie złożoność problemów funkcjonalnych. Wielki budynek, na wiele tysięcy widzów, musiał się dać szybko dostosować dla hokeistów, siatkarzy, koszykarzy, muzyków rockowych, wystawców na targach czy polityków na konwencjach. Każde z możliwych wydarzeń miało inne wymagania co do obiektu, a on musiał być szyty na miarę jednocześnie do każdego z nich. Jak sobie z tym poradzić? Jak ubrać w stal i beton wielkie strumienie fanów muzyki, którzy muszą wchodzić na tę samą płytę, co garstka skupionych na meczu sportowców? Jak zapewnić każdemu widzowi każdego wydarzenia dobrą widoczność i niezapomniane wrażenia?
Już tylko pierwsze dwa pojęcia z witruwiańskiej triady – trwałość i użyteczność – przy tak złożonym obiekcie mogą spędzać projektantowi sen z powiek. A zostaje przecież jeszcze piękno. Obiekty sportowe to często także wielkie rozpiętości i kubatury, które pozwalają na stosowanie widowiskowych rozwiązań konstrukcyjnych, śmiałych form, które
także będą składać się na odbiór odbywających się w nich wydarzeń.
Wzorce przeszłości…
Hala Oliwia, Spodek i Hala Arena łączyły dynamiczną, ekspresyjną formę z funkcjonalnością. Aspirowały do roli symboli miast, w których stały. Kiedy szedłem na studia, wciąż to one były najnowszymi dużymi obiektami sportowymi w Polsce. Młodemu, pierwszorocznemu studentowi architektury pozwalało to marzyć o tym, że być może, kiedy przyjdzie czas budowy kolejnych takich obiektów w Polsce, będzie mógł mieć w tym swój udział.
Za tym marzeniem poszły wybory prowadzących zajęcia i tematów na przedmiotach projektowych. Jeździłem i zwiedzałem, co się dało. Max-Schmelling–Halle i Velodrom w Berlinie, Bercy i Stade de France w Paryżu, Madison Square Garden w Nowym Jorku… I choć moje życie zawodowe potoczyło się inaczej, to sentyment do obiektów portowo-widowiskowych wciąż mi pozostał.
…i współczesności
W ostatnich latach pod względem architektury sportowej działo się w Polsce więcej niż przez całe wcześniejsze dekady. Nie mówię tu tylko o czterech stadionach, które gościły mecze piłkarskich mistrzostw Europy. Oprócz nich powstały też inne stadiony, hale sportowo-widowiskowe i mniejsze obiekty, czasem o zaskakujących funkcjach w większych i mniejszych miejscowościach. Przyjrzyjmy się kilku z nich bliżej.
Jadąc ekspresową obwodnicą Warszawy, trudno nie zwrócić uwagi na betonowy budynek inny niż wszystko dookoła. Im bliżej niego się podjeżdża, tym jest on bardziej zagadkowy. Magazyn? Zdecydowanie za mały. Biurowiec? Przecież prawie nie ma okien. Więc co się w nim mieści? Tunel do latania. Flyspot powstał nie tylko na uboczu Warszawy, lecz także lekko obok głównego nurtu obiektów sportowych, i redefiniuje to, co zwykle przychodzi na myśl, gdy myślimy o architekturze dla aktywności fizycznej. Główna część budynku to pionowy, żelbetowy blok o lekko połamanej strukturze. Otacza on szyb, w którym pęd powietrza pozwala ludziom unosić się jak w kosmosie. Dziś, gdy znamy już tę funkcję, wydaje się ona prosta, ale pomyślmy, jakie wyzwanie stanęło przed architektami z pracowni Lewicki Łatak:
musieli ująć w formę architektoniczną skoki spadochronowe w negatywie – skoczek pozostaje nieruchomy, a powietrze pędzi z wielką prędkością w górę. Tutaj też zadanie projektowe jest zgoła odmienne niż w zwyczajnych salach sportowych, które stanowią mniej lub bardziej udane opakowanie dla boiska lub pola gier. Grać w piłkę można równie dobrze na polu za domem, jak i na stadionie, a do pływania nie potrzeba wcale olimpijskiego basenu. We Flyspocie budynek jest istotą zabawy, bez niego nikt by nie poleciał. Nie jest tylko formą dla funkcji, ale jest z nią organicznie związany.
Budynek składa się z dwóch wyraźnie różnych od siebie części: przyziemia, w którym dominują podziały zbliżone do poziomów i jest więcej przeszkleń, oraz kilku zrośniętych ze sobą betonowych brył części wieżowej, zdecydowanie dążącej ku niebu. Masywna bezkompromisowość betonowej wieży nie pozostawia wątpliwości, że to ona jest podstawową bryłą, częścią obsługiwaną, a reszta budynku to część obsługująca, związane z ziemią zaplecze budowli, której miejsce jest w przestworzach.
Budynek o przeznaczeniu sportowym też może intrygować
Bliżej tradycyjnych sportów, ale równie ciekawie pod względem architektonicznym prezentuje się Centrum Sportowe Fala Park w Wolsztynie. Obiekt ten stoi już od kilku lat, ale niezmiennie wyznacza standardy, wedle których należy podchodzić do tego typu inwestycji. Projektanci z pracowni PL.Architekci udowodnili, że dobra architektura nie jest domeną wielkich metropolii, a budynek o przeznaczeniu sportowym może intrygować nie mniej niż muzeum sztuki współczesnej czy awangardowy teatr. Stworzyli budynek, który jest jak sport – bez wątpienia wymagał od nich dużego wysiłku projektowego, gdyż jest w nim mnóstwo udanych rozwiązań i interesujących detali projektowych, ale gdy już ten wysiłek podjęli, to satysfakcja, jaką musiał im przynieść, mogła równać się chyba tylko z ukończeniem maratonu.
Obiekt jest lekki i ażurowy. Elementy czysto utylitarne, jak siatka osłaniająca kort tenisowy na dachu, zostały z sukcesem włączone do języka formalnego kubaturowej części. Dzięki temu ten nieduży budynek zdaje się rozpływać w powietrzu. Ściany dematerializują się w miarę oddalania od głównej bryły. Można powiedzieć, że w ten sposób spełniają się idee późnobarokowej architektury Guarina Guariniego, który także szukał sposobu na pozbawienie ściany masywności i rozbicia jej na drobne, niezwiązane z sobą elementy. To delikatna i niezobowiązująca architektura; budowlany odpowiednik joggingu w parku.
Forma wynika z funkcji
Na przeciwnym biegunie nowej polskiej architektury sportowej są wielkie hale, jak Ergo Arena na granicy Gdańska i Sopotu czy Tauron Arena w Krakowie. Kilkunastotysięczne widownie, wielkie przekrycia, logistyka komunikacji samochodowej i pieszej dominują w ich architekturze i otoczeniu oraz determinują ich kształt. Obie hale pokazują, że w wielkim budownictwie sportowym forma wynika z funkcji. Zbliżone kształtem do prostokąta płyty boisk są otoczone przez wielkie trybuny. Ponieważ najatrakcyjniejsze miejsca na trybunach są w okolicach środka dłuższych boków boiska, a najmniej atrakcyjne – w narożnikach, to najwięcej rzędów na widowni jest na poprzecznej osi płyty, a najmniej na przedłużeniu przekątnych. Z tego powodu rzut widowni zbliżony jest do okręgu, który mieści w sobie prostokątne boisko. W ten sposób i gdańsko-sopocka, i krakowska hala są z zewnątrz okrągłe. Jest to trudny kształt dla budynku, ponieważ w naturalny sposób odpycha raczej, niż przyciąga i zawsze sprawia wrażenie wielkiej masy. Projektanci obu budowli postanowili więc podciąć ich wielkoskalowe elewacje na wysokości parteru, by dodać im lekkości, i zaznaczyć przeszkleniami wejścia do środka. Dodatkowo w Ergo Arenie ogromny bęben elewacji został rozbity na mniejsze powierzchnie wykończone różnymi materiałami, a w Tauron Arenie główna bryła to wielki torus, o dynamicznym wyrazie. Jednak właśnie na tym torusie projektanci postanowili zrobić coś, co w coraz większym stopniu staje się bolączką polskich miast i upodabnia je do dalekowschodnich metropolii. Elewacja krakowskiej hali na całym obwodzie to gigantyczny ekran LED-owy.
Kiedy byłem na studiach wydawało się, że pomysł „fasady medialnej” to zupełnie nowe narzędzie formalne, które pozwoli ożywić budynki i wprowadzić do nich więcej przesłań, niż można wyrazić środkami czysto architektonicznymi. Projektowaliśmy budowle, które mierzyły liczbę znajdujących się w nich użytkowników i przetwarzały ją na abstrakcyjne projekcje na ścianach. Kolory na elewacjach teatrów miały sygnalizować, czy we wnętrzu grają tragedię czy komedię. Jaśniej lub ciemniej świecące punkty rozrzucone po pustych elewacjach galerii handlowych miały migotać w rytm dokonywanych w nich transakcji. Fascynował nas Kunsthaus Graz i jego okrągłe świetlówki, które sprawiały, że budynek tętnił życiem i rozpromieniał cały architektoniczny świat.
Jednak bardzo szybko okazało się, że to, co miało wzbogacić architekturę o alegoryczne treści, stało się wyłącznie narzędziem marketingowym. W Hongkongu i Szanghaju całe wieżowce wyświetlają reklamy słodzonych napojów, banków i firm telekomunikacyjnych. Tysiące metrów kwadratowych ekranów LED-owych sprowadza budynki do roli reklamowych słupów. Nośnika, którego przewagą nad siatkowym banerem czy przydrożnym billboardem jest krzykliwość i oczywiście gargantuiczna wielkość.
I tak niestety stało się w Tauron Arenie. Atrakcyjny i dynamiczny kształt budynku to tylko tło dla ekranu, który jest tak jasny, że w nocy ciężko się na niego patrzy, i bardzo wyraźnie oświetla nawet odległe budynki.
Warto odejść od zasady
Podobnie – jako słup ogłoszeniowy – została potraktowana medialna fasada bodaj najciekawszej architektonicznie nowej hali sportowej w Polsce: otwartej w 2014 toruńskiej hali projektu konsorcjum DEDECO i MD Polska. To obiekt dwukrotnie mniejszy niż hale w Krakowie i Trójmieście, ale wystarczająco duży, by konkurować z nimi w jednej lidze. Płyta ma program lekkoatletyczny, więc jej kształt jest zbliżony do owalu bieżni. Ten obrys powtarzają trybuny. Ale z zewnątrz tego owalu próżno szukać. Można powiedzieć, że w ten sposób architekci odeszli od zasady „form follows function” i nie anonsują w bryle charakterystycznego układu wnętrza czy kształtu bieżni. Ale za to zdecydowali się na bardzo silną architekturę.
Wielka, czarna, prostokątna bryła ma się odróżniać od otoczenia i być charakterystyczna. Rytmiczne podziały płyt na elewacji nadają jej surowego charakteru. Zwykle cofnięcie parteru sprawia, że budynki wydają się lżejsze, „oderwane” od ziemi, jednak tutaj cofnięcia są tak głębokie, że sprawiają wrażenie, jakby wchodziło
się do wykutej w tajemniczym monolicie jaskini.
Moim zdaniem w tej hali projektanci kontynuują formy, które najczęściej kojarzymy z toruńską architekturą. Średniowieczne kościoły Starego Miasta i ratusz to także budowle o wielkiej masie. Przysadzista wieża kościoła świętych
Janów, wielkie i masywne pudło korpusu nawowego kościoła franciszkanów czy ogromny ratusz o rytmicznych podziałach zostały w nowej hali przetworzone na potrzeby naszych czasów. I tak jak architektura gotycka jest znakiem Torunia średniowiecznego, tak nowa hala może stać się symbolem Torunia współczesności.
Wyzwanie nie tylko dla samorządów
Dzisiaj, gdy w wielu polskich miastach, także tych mniejszych, stoją już nowoczesne stadiony i hale sportowe, nasze społeczeństwo zaczęło coraz bardziej borykać się z innym problemem. Otyłością. Nie trzeba jechać na nadbałtycką plażę, by zobaczyć, że potrzebujemy ruchu i sportu. Mamy już gdzie kibicować profesjonalnym sportowcom, na szczęście powstały liczne boiska dla amatorów w ramach programu „Orlik”, ale wciąż za mało jest miejsc, gdzie każdy
mógłby poćwiczyć – skwerów sportów miejskich, plenerowych siłowni czy przyrządów do kalisteniki.
Nieduży koszt zorganizowania takich miejsc (w porównaniu ze stadionami czy basenami) sprawia, że także biedniejsze samorządy mogą sobie na nie pozwolić. Powinny one mieć ciekawą architekturę i dobry design, które zachęcą młodszych i starszych, by trochę się poruszać. Jeśli takich niewielkich realizacji będzie wiele, to mogą on sprawić,
że i nasze społeczeństwo będzie zdrowsze, i kraj piękniejszy. I to jest wyzwanie na najbliższe lata.
Radosław Gajda
architekt, krytyk architektury