METAJĘZYK ARCHITEKTURY
Wertykalna forma zwężająca się strzeliście ku górze w każdym z przechodniów wywołuje wrażenie narastania napięcia. Stanowi swoistą dominantę w przestrzeni placu oraz w skali miasta, na zasadzie kontrastu z otoczeniem. Jego daleka inspiracja sięga estetyki nowojorskich drapaczy chmur, jednak posiada detal, który epatuje lokalnym genius loci. Otaczająca obiekt zielona obręcz parku stanowi buforową przestrzeń przejścia między nim a tkanką miejską. Piękne prawda? To Pałac Kultury.
Choć wydaje się, że wspólnym sposobem porozumiewania się architektów na całym świecie jest rysunek, to przecież niemal każdemu projektowi towarzyszą opisy słowne. Architekci kochają mówić o architekturze, a najlepiej o swojej. Głównym celem opisu słownego jest przybliżenie koncepcji potencjalnemu odbiorcy, inwestorowi, użytkownikowi czy innej osobie potencjalnie zainteresowanej. A jednak język architektów jest specyficzny, niszowy i zupełnie niezrozumiały dla osób „spoza”, niemalże jak popularnie już obśmiewany język korporacji (potrzebuję feedback odnośnie do tego briefa asap, bo zbliża się deadline). Są z nim zresztą i punkty wspólne, na przykład openspace z perspektywy odbiorcy i architekta.
Zupełnie inną kwestią natury filozoficznej, często poruszaną przez teoretyków, jest nadużywanie pojęć z dziedziny etyki przy określaniu architektury (choć nie jest to odosobnione rzemiosło). Czym jest bowiem dobry, a czym zły projekt? Nie mówiąc już o względach estetycznych, bo przecież intuicyjnie już wiemy, że ocena ładny/brzydki leży półkę niżej niż ta poprzednia. Oczywiście, każde z tych pojęć można wyjaśnić, spoglądając na nie przez pryzmat rozmaitych kryteriów i stosując szereg kolejnych wyrazów określających. Problemem przy ich użyciu nie jest subiektywność wypowiedzi, tylko brak zbieżności znaczeń – wbrew pozorom to nie to samo, szczególnie, gdy dobre oznacza moje.
Prześledźmy zatem (stereotypowo) proces projektowy. Słowo klucz – kontekst – wiąże się z licznymi synonimami, takimi jak nawiązanie, wpisanie się w otoczenie, relacja wnętrza z zewnętrzem (czy też ich przenikanie się). Przenikanie się wnętrza z zewnętrzem to ciężki temat. Najczęściej jednak rozwiązywany stosunkowo łatwo – za pomocą otwarć widokowych, ażuru i prześwitów. Kontekst oznacza też, gdzie można budować, a gdzie nie można (ze względu na przepisy), i gdzie nie chce się budować ze względu na ideę, ale trzeba (ze względu na inwestora). Koncepcje powstają w wyniku licznych analiz przedstawianych na schematach i w końcu tworzy się wstępny projekt, wzbogacony o makietę ideową robioną 15 minut przed prezentacją.
Architekt po wielu nieprzespanych godzinach nocnych potrafi za pomocą umysłu zagiąć czasoprzestrzeń, nazywając ciekawy detal momentem w projekcie. Albo, co gorsza, zdarzeniem. Przeważnie stosowane w mowie potocznej, rzadko na piśmie.
Po co to wszystko? Architektura od lat posiada własny język – dlatego jej werbalne opisywanie tworzy sztuczny metajęzyk. Struktura gramatyczna budowli to jej konstrukcja i forma. Składnią jest układ funkcjonalny, sekwencje projektowanych przestrzeni. Fonetyką są wszystkie detale, faktury, formy, kolory postrzegane przez odbiorcę, a interpunkcją – te ukryte. Natomiast elementy osłonowe, konstrukcyjne, ornament, każdy z komponentów, pełniących różne funkcje w budowli to nic innego jak leksyka: rozmaite części mowy, które są niezbędne, by wyrażenie zostało zrozumiane. Najczęściej problem opisu słownego pojawia się przy znaczeniu, które określa forma – w języku jest to znak, który niepotrzebnie pojawia się jako kolejna warstwa w architekturze, której znaczenie ma być przecież odczuwane i rozumiane na zupełnie innej niż werbalna płaszczyźnie percepcji. Nie znając opisu, odbieramy architekturę, korzystamy z niej, żyjemy wokół niej, ona daje nam schronienie i zapewnia miejsce czynności koniecznych do życia, jak dom, praca, miejsca kultury, rozrywki, kultu…
Tę przydługą i zahaczającą o naiwność metaforę przedstawiam jedynie po to, by podać w wątpliwość, czy skoro objaśnienia słowne są dla użytkownika konieczne, to wciąż można w ogóle mówić o dobrej (sic!) architekturze jako spełniającej założenia własnej definicji. W końcu ilu z nas, żeby swobodnie posługiwać się na co dzień językiem, musi mieć w małym paluszku warsztat językoznawcy?
Mini słowniczek z przymrużeniem oka
decyzja projektowa
mądry sposób określenia, czemu kreska, którą postawiłeś o 3:00 w nocy, jest tu, a nie gdzie indziej
inkubator
mniej mainstreamowa nazwa centrum czegoś z sugestią dynamiki, rozwoju i nieskończonych nowych możliwości
instalacja
wszystko, co techniczne, lub wszystko, co artystyczne
ideowo
mało (nie przemyślałem tego)
lapidarnie
mało (mam to w głowie, ale nie narysowałem)
less is more
nie umiem wymyślić nic więcej, więc użyję znanego cytatu
miejsce spotkań
(inaczej: strefa wspólna, miejsce integracji) po prostu duży pusty plac na przecięciu innych funkcji, na który nie było lepszego pomysłu
modułowość
możliwość zaprojektowania w pół dnia czegoś, co inaczej robiłbyś trzy miesiące
nocna wizualizacja
sposób na projekt, który za dnia źle wygląda
płyta żelbetowa
jedyna na świecie technologia stropu
przerwanie ciągłości materii zabytkowej
wyrwa w murze
serce projektu
częsta antropomorfizacja projektu, który uważa się za swoje dziecko
mgr inż. arch. Katarzyna Burzyńska,
Absolwentka Wydziału Architektury Politechniki